Czaso – przestrzeń wiosenna

Przyszła: astronomiczna, kalendarzowa, tylko ta prawdziwa kokietuje nas jeszcze swoją nieobecnością – wiosna, chyba najbardziej oczekiwana pora roku: z utęsknieniem, z niecierpliwością, z rozczarowaniem, każąca na siebie czekać bądź zaskakująca znienacka, każdego roku inna.

Wiosną 1996 roku wybrałam się na urlop w połowie maja. W poszukiwaniu ciepła, słońca i plaży o tej porze roku zdecydowałam się na Lazurowe Wybrzeże. Oferowało więcej niż się spodziewałam: świeżą zieleń, powietrze oczyszczone zimowymi przeciągami, nasycone wonią kwiatów. Przejeżdżając przez okolice Menton natknęłam się gdzieś na szyld oberży „du Col de Brouis”. Leżała na wysokości powyżej dwóch tysięcy metrów, podczas gdy ja byłam na poziomie morza – oczywiste wyzwanie. Osiągalna w odległości zaledwie kilkunastu kilometrów szosą, początkowo w kierunku na Sospel, potem Route du Col de Brouis, wijącą się licznymi serpentynami.

Wreszcie przełęcz i zdziwienie: śnieg i pola liliowych krokusów. A w Menton kwitły róże i glicynie. Na przestrzeni 2000 m różnicy wysokości prezentowały się wszystkie fazy wiosny z charakterystycznymi dla nich kwiatami: krokusy na przełęczy, prymulki, forsycje i fiołki nieco niżej, dalej idąc w dół żonkile, narcyzy, tulipany i tak typowe dla Francji irysy, a nad morzem róże i glicynie. W naszych ogródkach krokusy wychylają się spod śniegu gdzieś w marcu, podczas gdy róże, bo o glicynie trudniej, rozkwitają na przełomie maja i czerwca. Co za kompresja czasu, praktycznie na tej samej szerokości geograficznej cała wiosna naraz.

Tu wrócę do wspomnianej w tytule czasoprzestrzeni – zbioru zdarzeń zlokalizowanych w przestrzeni i czasie. Gdybym znalazła się w tej przestrzeni dwa tygodnie wcześniej, pewnie nie kwitłyby jeszcze róże, zaś dwa tygodnie później krokusy i prymulki już by przekwitły – nie zmieniłoby to przestrzeni, ale nie dałoby takiego efektu.

Podobne zjawisko obserwowałam jeszcze raz na początku sierpnia 2013 roku nad Bajkałem. Na jednym z przystanków „Krugobajkałki” dano nam 1,5 godziny czasu na obiad, ja wybrałam się w tajgę. W zenicie lata syberyjskiego wszystko kwitło równocześnie, od fiołka ogrodowego, który u nas zaczyna kwitnąć w marcu, poprzez jaskry, goździk pyszny, szarotkę, bodziszki, gencjanę, róże, pięciorniki, rozchodnik okazały, krwawnik, do dalii, które u nas kwitną do października. Wiosna, lato, jesień w tym samym czasie, w tej samej przestrzeni. Kwiaty i krzaki dobrze nam znane z ogrodów, niektóre trudne, inne wymagające specjalnej pielęgnacji, rosły dziko, w pełnej swej krasie, bez sztucznych nawozów, bez nawadniania, bez ogrodnika.

W odróżnieniu od francuskich Alp Nadmorskich, gdzie za jednoczesne występowanie roślinności charakterystycznej dla kolejnych etapów wiosny odpowiedzialne były różne warunki klimatyczne w zależności od wysokości terenu, na Syberii natura spieszyła się z powodu ekstremalnie krótkiego okresu wegetacji.

Powyższe wspomnienia zdopingowały mnie do skompresowania całego (prawie) mojego życia za przyczyną… wianka. Ja trzyletnia w wianku, ja ośmioletnia w wianku, ja w wianku… czas upływa, a ja ciągle w wianku. Uważacie, że naciągam? Że to lekko spóźniony żart prima aprilisowy? Możliwe, ale kiedy ostatnio miałyście / mieliście wianek na głowie? Zachęcam do przywrócenia go do łask, będzie wam w nim pięknie, a okoliczności do założenia znajdą się przy odrobinie fantazji.

Zaś w Nałęczowie wiosna przychodzi w kolorze niebieskim, za sprawą przylaszczek. Ale zaraz wybucha biel zawilców z ich delikatnym zapachem i dopiero potem pokazuje się kolor zielony, wszechobecny aż do jesieni.

Co myślicie o wianku jako, powiedzmy, elemencie biżuterii?

Izabella

4 thoughts on “ Czaso – przestrzeń wiosenna

  1. Witaj wiosenna Izabello,
    Z wiosną jest tak, jak z całym życiem. Czekamy na nią z utęsknieniem, obserwujemy z radością pierwsze pączki, a potem listki i kwiaty. A jak już pojawia się całą swoją pełnią, a potem mija, to stwierdzamy, że… najpiękniejsze było oczekiwanie na nią.
    Czasoprzestrzeń kwiatowa, tak pięknie przez Ciebie opisana, też sprzyja podobnym refleksjom. Im mniej mamy czasu, tym intensywniej żyjemy – tworzymy, kochamy…
    Pozdrawiam serdecznie
    Iwona

    • Jednym słowem sens tkwi w dążeniu do celu, a nie w jego osiągnięciu.
      Ładnie to powiedziałaś Iwono, dziękuję.
      Izabella

  2. Biję pokłony carycy Izabelli (Tej z trzecim wiankiem) o dostojnym i władczym spojrzeniu.
    Przechodzą mnie dreszcze.
    Uniżony Mietek

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *