Piątek trzynastego, czarny kot, gusła, … szklana kula, tarot, amulety,… ulubiony kolor, czakry,… W pierwsze nie wierzę, magii nie praktykuję, trzecia kategoria ma związek z energią, więc powinna mi być bliska.
Jaki jest twój ulubiony kolor – zapytała koleżanka.
Niebieski. Symbol nieba, dającego swobodę działania w przestrzeni bez granic w kartezjańskim układzie współrzędnych, a na osi czasu wieczność.
Czego on nie oznacza według psychologii barw:
– Dążenie do celu, innowacyjność i kreatywność, – te przymioty schlebiają mi, warunkują możliwość dokonania czegoś oryginalnego, dają szanse uznania. I są do siebie wprost proporcjonalne.
– Powściągliwość, powagę i nieśmiałość – mam coś z tego, choć powagę musiałam w sobie wypracować, a nieśmiałość pokonać. Te cechy uważam więc za odwrotnie proporcjonalne. Im więcej powagi, tym mniej nieśmiałości i to nie tylko w moim przypadku.
– Spokój, bezpieczeństwo, stabilizacja – dwie pierwsze są pochodną powagi, jednakże stabilizacja jest zaprzeczeniem innowacyjności i kreatywności. Choć bardzo potrzebna. Ten rys charakteru w większym lub mniejszym stopniu wykazuje ponad 75% wszelkiej społeczności, ale czy oni też lubią niebieski?
– Umiłowanie wody, świeżości, czystości i chłodu, higieny – aspekty, które z pewnością podszepnęło morze, żywioł w różnych odcieniach niebieskości. Może poniektóry sądząc po moim samochodzie chciałby zakwestionować te walory, wyjaśniam więc, że samochodu nie myję tylko dlatego, że nie widzę sensu w syzyfowej pracy.
– To kolor przyjaźni – tak, dbam o relacje, chętnie przypiszę sobie wrażliwość i lojalność, tę ostatnią w rozsądnych granicach.
Miałam osiemnaście lat, byłam na pierwszym roku studiów. Rozmawiałyśmy z kilka lat starszą ode mnie koleżanką studiującą reżyserię, czytaj osobą poważną. Jej marzeniem była podróż do Egiptu – w PRLu, za żelaznym murem, w którym nie istniały ani paszporty, ani dewizy. Wykpiłam ją i jej marzenia o niebieskich (znowu ten kolor) migdałach. Pamiętam jej komentarz, że mam mentalność wyrachowanego kupca. NB, wiele lat później byłam w Egipcie, ot tak, po prostu, bez marzeń. Czy moja koleżanka tam dotarła nie wiem, nie spotkałam jej więcej.
Psychologia koloru, która rozwinęła się z pewnością w latach po naszej rozmowie, twierdzi, że miłośnicy niebieskiego nie wiedzą jak i nie lubią marzyć, ale mogą stać się skutecznymi politykami i dyplomatami. O inżynierach milczy. A jakby pasował do mnie kolor czerwony? Na przeciwnym skraju rozszczepionego przez pryzmat promienia światła?
Sukienka domowa – co to jest? Z sukienki wzięła fason (stare słowo), jednakże luźny i wygodny, ze szlafroka miękki, miły materiał. To domowa alternatywa dla tych z nas, które nie koniecznie chcą przyjmować niespodziewanych gości (np. listonosza) w szlafroku, czy też w dresie. Moja jest z milutkiej dzianiny. Jest wystarczająco elegancka, żeby wyjść w niej do warzywniaka, natomiast niekoniecznie do kawiarni.
Czy widzisz sens w posiadaniu stroju domowego?
Izabella
Może nie w czarnego kota i trzynastego. Ale kiedyś w Sopocie zostawiłem siedem niefartownych koszul. Co założyłem kolejną, to grając od rana na plaży do rana w różnych domach ( w tym u wiekowej hrabiny grającej przed wojną w Monte Carlo) w różne gry (brydż, kierki, poker, derda), w żadną z nich nie mogłem wygrać – gdzie statystyka!. Ale miałem jedną (z dwunastu przywiezionych)niemiecką w piękną kratkę, w której jak nie zagrałem, to było dobrze, a nawet jak się pomyliłem, to właśnie stała ta szansa z prawdopodobieństwem półprocentowym. Czasem prałem dwa razy dziennie, aby ja założyć np. na nocnego pokera. I słusznie, bo trzydziestego dnia pobytu odegrałem w niej cały sopoćkowy pobyt i jeszcze mogłem kupić wiele rzeczy w Modzie Polskiej. Zostało mi to do dziś. Czasem mogą to być niefartowne skarpetki, awanturki z żonami przed zawodami karcianymi, choc z Zosią awanturki na temat kart nigdy nie było, wręcz przeciwnie, to ona mnie zachęca, aby mnie się pozbyć z domu….
A co do niebieskiego – nie lubię na sobie. Jest to pozostałość po awersji do przymusowych granatowych mundurków szkolnych, które serwowano młodemu bikiniarzowi, chodzącemu w żółtych spodniach o nogawkach szer. 16 cm.
I jeszcze nie lubiłem, jak przy stoliku kibicowały panie. Tez przynosiły niefart. Jeden z przyjaciół z Sopotu zawsze gdy podchodziła do stolika jego odwieczna narzeczona ( bo ślub miał być co roku w październiku), pytał mnie się, czy uciekamy, bo zbliża się Gestapo…
A wracając do meritum – Tobie nawet w niebieskim jest ślicznie, bo prawdziwe piękno nie potrzebuje ozdóbek.
Uściski i buziaczki
Mietek
Mieciu, rozumiem cię, mundurków też nie lubiłam, ale nie przeszkodziło mi to lubić kolor niebieski. Reszta jest (wiarą) milczeniem. Dziękuję ci za wpis i życzę dalszego powodzenia przy zielonym stoliku (czy może tego też się nie robi?) ale ja szczerze.
Izabella
Domowy strój noszę dla siebie, wybieram taki fason, by miał elegancję, bez przesady, ale jednak. Koniecznie z miłego materiału, np dzianiny dobrej jakości. Lubię sukienki więc i w tym przypadku jest to sukienka. Nie noszę dresów, bo są wszechobecne. Nawet nie ratuje ich szlachetny materiał. Oczywiście piszę o sobie i własnych preferencjach. Mój strój domowy musi mieć poziom, żebym nie wstydziła się nikogo kto na mnie spojrzy a przede wszystkim nie wstydziła się siebie. Myślę, że to jak wyglądamy w domu jest naszą prawdziwą wizytówką i prawdziwą twarzą nas samych.
To fakt, dziś listonosz już z rzadka przychodzi, ale przecież są wokół nas Lary i Penaty. A więc strój domowy w zgodzie ze sobą. Zgadzam się z Panią, Pani Jolu i pozdrawiam,
Izabella
Hej Izo, poruszasz w swoich wpisach wiele ciekawych egzystencjalnych wątków, które można by pociągnąć w komentarzach, ale skoro pytasz o konkrety, to odpowiem konkretem.
Bardzo lubię kolor niebieski w naturze – niebo, woda, kwiaty, upierzenie ptaków, itp., natomiast nigdy nie lubiłam ubrań niebieskich, bo kojarzyły mi się z obojętnością, chłodem, brakiem emocji i żaru. Przykładem będzie tu wystrój szpitali i często niebieskie mundurki personelu.
A jeżeli chodzi o sukienki domowe, czyli tzw. podomki, to nie wiem dlaczego, ale kojarzą mi się z paniami w papilotach z dawnych czasów. Moda na nie chyba już dawno przeminęła, przede wszystkim w młodym pokoleniu – zostały zastąpione przez legginsy i t-shirty.
Pozdrawiam serdecznie. Iwona
Czyli czasy się zmieniają, pań w papilotach już nie ma a i strój domowy się zmienił. Osobiście legginsy i T-shirt tak, ale muszę jeszcze mieć coś wokół bioder.
Dziękuję ci za komentarz, pozdrawiam
Izabella