Porgy – miłość prawdziwa

Już od kilku dni chodzę z głową pełną Porgy and Bess – za sprawą Metropolitan Opery w Nowym Jorku i wysokich technologii, które umożliwiają transmisje wystawianych tam oper na cały świat, na żywo. Co to była za inscenizacja! Po raz pierwszy chyba nie miałam żadnego „ale …”.

Chociaż, zadałam sobie pytanie czy to opera, czy też musical. Powstała w 1935 roku, w okresie, kiedy rodził się ten nowy gatunek spektaklu. Pod silnym wpływem jazzu, zaskakując zarówno lirycznymi, dramatycznymi jak i żartobliwymi pasażami, Porgy and Bess zyskało sobie jednak miejsce w repertuarze operowym.

Opera, która dla mnie wyróżnia się spośród wszystkich innych. Zazwyczaj spektakle z Met wymagają od widza podzielności uwagi: śledzenia tekstu na monitorze, akcji na scenie, muzyki, brzmienia orkiestry, głosów solistów, że nie wspomnę o dekoracjach czy kostiumach. Dzieło Gershwina jest tak znane, chyba każda partia solowa funkcjonuje jako samodzielny standard wykonywany od ponad osiemdziesięciu lat przez czołowych i tych pośledniejszych muzyków jazzowych, że żadna odśpiewana nuta nie była widzowi obca, nie potrzebował też tłumaczenia tekstu. Mógł więc spokojnie koncentrować się na sprawach zasadniczych dla opery.

Oprócz tytułowych bohaterów Porgy i Bess, mamy jeszcze po kilka znaczących ról, zarówno żeńskich, jak i męskich, wszystkie obsadzone przez wspaniałych solistów, oddających zarówno głosem, jak i ekspresją ruchów osobowość poszczególnych bohaterów. Dramaturgię akcji podkreśla świetna choreografia, na scenie pomiędzy chór wmieszany był bowiem balet.

O ile akcja podlega zawiłościom oper dramatycznych, o tyle nie kończy się obligatoryjną żałobą, wprost przeciwnie, prawdziwie po amerykańsku, promesą szczęścia. Proponuję wziąć przykład ze zdeterminowanego Porgy, który w końcowej scenie, w poszukiwaniu swojej ukochanej Bess wybiera się na wózku inwalidzkim z Charlestonu do Nowego Jorku. Wiedzie go tam miłość – sens jego życia, suma zachwytu i uwielbienia, zrozumienia i wyrozumiałości, namiętności i tęsknoty… I też wybrać się do Nowego Jorku, z miłości do opery.

A pytanie nasuwa się samo: czym jest miłość?

Izabella

4 thoughts on “ Porgy – miłość prawdziwa

  1. Izabello,
    z definicją miłości ludzkość ma wielkie problemy od tysiąclecie. Na pewno jest to specjalnie urokliwy stan ducha i siła napędowa a nie prokreacja. Lepiej chyba się zastanowić jak strasznie by było gdyby jej nie było. Myślę, że nas by nie było.
    Cieszmy się, ze jesteśmy, nieprawdaż?

Pozostaw odpowiedź Izabella x

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *