Ból tworzenia

Do Janusza Michalika, malarza, w odpowiedzi na zaproszenie na finisaż wystawy „Sobie, nam” w wersji pandemicznej.

http://galeriaspaspot.pl/malarstwo/janusz-michalik-rocznicowo/

Drogi Januszu,

przepraszam za tę nieco spóźnioną odpowiedź, nie chciałam bowiem zbywać twojego zaproszenia nic nie znaczącymi frazesami. Tekst o twojej wystawie jest na tyle poważny, na tyle ciekawy, na tyle refleksyjny, że zasługuje na zastanowienie się, może kontrargumentację, w każdym bądź razie na kontemplowanie go w czasie.

Nie byłabym sobą, gdybym twoich uwag, dotyczących procesu twórczego jakim jest malowanie, nie konfrontowała z innymi procesami twórczymi, w szczególności z moim pisaniem. Wiem, nie powinnam przykładać tej samej miary, twoja twórczość jest dużo poważniejsza. A jednak sam proces przebiega bardzo podobnie. Odważę się nawet twierdzić, że każdy proces twórczy, a więc przykładowo również projekt mostu, czy budynku filharmonii nosi te same znamiona.

Najpierw pomysł, euforia, egzaltowany zachwyt, w który wcześniej czy później wkrada się niepewność, nić przewodnia zaczyna się plątać, zrywać, próba załatania kończy się rozczarowaniem, zniechęceniem, ba nawet rozpaczą. Zauważ, że płynnie przeszło mi się od sztuki do rzemiosła, czy to przypadek? Ale ty jako artysta jesteś w lepszej sytuacji od budowniczego mostu – masz szansę na poprawianie – retuszowanie, zamalowanie – może nawet poprawienie bez dalszych konsekwencji. Tej szansy nie ma budowniczy mostu, który się zawalił.

Ty masz „próbę ściany”, której poddajesz swoje dzieło już „ukończone” – wieszasz w takim miejscu swojego wnętrza, żeby „potykać się” o nie w najmniej spodziewanych momentach, na przykład, kiedy pałaszujesz budyń, omiatasz wzrokiem otoczenie w poszukiwaniu telefonu, czy pochylasz się, by podnieść z ziemi okulary. Ja i budowniczy mostu nie dysponujemy takimi instrumentami. A przecież doznajemy podobnego ścisku w żołądku w momencie zadeklarowania dzieła jako ukończone.

Jednak „próba ściany” nie do końca rozstrzyga kwestię akceptacji dzieła przez twórcę, jak sam mówisz obrazy wiszące w domu lub w pracowni nie wytrzymują konfrontacji z pustym, ascetycznym wnętrzem wielkomiejskiego mieszkania. Ani teksty. Ani mosty. Działa otoczenie, na które składa się sama przestrzeń, jej zagospodarowanie, światło, odgłosy, twoje samopoczucie… czy to obraz, tekst, utwór muzyczny czy most.

Malowanie daje ci dystans: do rzeczywistości, do ludzi, dystans uchodzący w uniezależnienie. Na jego firmamencie czai się kosiarka do zreperowania, drewno do porąbania… kajmak do upieczenia.

I to byłby koniec, gdyby nie ten podstępnie wdzierający się do mojej świadomości ścisk w żołądku.

Izabella

P.S. Czy też tak macie?

2 thoughts on “ Ból tworzenia

  1. Droga Izo,

    „Ból tworzenia” – dokładnie oddaje stan człowieka coś tworzącego! Nie predysponuję do tytułu twórcy czy artysty, ale znam opisane przez Ciebie stany przy pisaniu prze ostanie ok. 25 lat artykułów brydżowych, czy też nawet – nie będąc prawnikiem – przy pisaniu przez lata kilkudziesięciu pism sądowych lub pisaniu długich wystąpień przed kilkoma sądami różnych instancji w swoich sprawach, Z przyjemnością ukradkiem patrzyłem na przyglądającą mi się uważnie – myślę że z aprobatą i skupioną w czasie mojego wystąpienia sędzię, w szczególności gdy parafrazowałem łacińską maksymę prawniczą, nadając jej brzmienie do konkretnej zaistniałej w toku postępowania sytuacji. Również stan odczuwania „bólu tworzenia” zdarzał mi się przy pisaniu nielicznych artykułów technicznych spłodzonych kilkadziesiąt lat temu. Musiałem mieć swój dzień, wenę, bo bywało, że przez kilka dni wielokrotnie zmieniałem tylko jedno to samo zdanie. Czasem przychodziło mi to łatwiej przy słuchaniu jazzu (może inni woleliby alkohol), a czasem miałem taki dzień, że nie odchodziłem od kompa przez kilka godzin i każde zdanie przychodziło z łatwością! Może działały wtedy jakieś fluidy, żyła wodna? Ale i tak po napisaniu, szczególnie nocą, po głowie chodziły inne, ciekawsze sformułowania, nowe, zaskakujące nawet mnie pomysły. Jeden z moich brydżowych autorytetów i przyjaciół, który wydal kilkadziesiąt książek (ja tylko jedną), poradził mi, abym upojony i zadowolony z siebie, że to już finał, nie wysyłał jeszcze tego do druku, tylko się z tym przespał! Święte słowa. Rzeczywiście, po przespaniu się z opisanym problemem rzadziej bym jeszcze coś poprawił w wydrukowanym już artykuliku, dopisał coś nowego, bardziej może strawialnego, a może bardziej dowcipnego! Opisany przez Ciebie syndrom „bólu tworzenia” jest mi bliski, choć jak podkreśliłem na początku, nie uważam się za żadnego twórcę, a raczej za rzemieślnika, któremu nie przychodzi pisanie z łatwością
    Z serdecznościami

    Mietek

    • Mietku,
      potrafisz parafrazować łacińską maksymę prawniczą!!! Podziwiam!!!
      Wiem też coś na temat przespania się (nie z kobietą, nie z mężczyzną) z problemem, pomocne.
      Pozdrawiam cię serdecznie,
      Izabella

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *