Znaczenie miejsca

Drogi Januszu,

po raz kolejny podejmuję wymianę poglądów z Tobą na moim blogu. Poglądów na temat trwającej ciągle w Muzeum Nadwiślańskim w Kazimierzu Dolnym wystawy Koji Kamoji, mając nadzieję, że zachęcę kilku z moich czytelników do obejrzenia jej. Jest to kolejna odsłona projektu „Znaczenie miejsca”. Ty Januszu oglądałeś tę wystawę okiem doświadczonego artysty malarza, ja zwykłego widza.

Kamyki

Wejście, pierwsze spojrzenie, pierwsze zderzenie. O ile przyzwyczajeni jesteśmy do abstrakcjonizmu charakteryzującego się kakofonią kolorów, mnogością kształtów, wielością struktur, to wyrafinowany minimalizm Koji Kamoji, wyszukana prostota, surowość techniki onieśmielają. Płaszczyzny w subtelnych kolorach, dziury, nadające klimat bezosobowy, kamyczki jako ślady poszukiwania trafnego miejsca. Zdumienie, milczenie są pierwszą i często jedyną reakcją. Ile w tym niezrozumienia?

Kamyki, dziury, linie

Koji Kamoji, japoński artysta urodzony w 1935 roku w Tokio, dzieciństwo za kulisami wojny chińsko-japońskiej i innych działań militarnych Japonii na kontynencie azjatyckim, dziesiąte urodziny przypieczętowane bombami atomowymi zrzuconymi na Hiroszimę i Nagasaki. Powojenna młodość w okupowanej, demilitaryzowanej, demokratyzowanej i decentralizowanej Japonii. I kiedy wreszcie za sprawą i na potrzebę USA, od 1952 roku kraj ten zaczyna przeżywać znaczący rozwój gospodarczy, właśnie wtedy, po skończeniu studiów na Musashino Art University w Tokio, zachęcony przez swojego profesora, który w 1957 odwiedził Polskę, Koji Kamoji decyduje się na przyjazd do Polski w 1959 roku. I pozostaje. Do dziś. W Polsce ciągle jeszcze zrujnowanej, zaledwie 15 lat po zakończeniu wojny, 6 lat po śmierci Stalina i 3 po Bieruta, już po odwilży gomułkowskiej, dwa lata po wznowieniu stosunków dyplomatycznych polsko-japońskich. Dlaczego? W poszukiwaniu właściwego, trafionego miejsca, pozwalającego na samorealizację? Poprzez sztukę?

Człowieka budują doświadczenia, nawet te od pierwszych chwil. Na Koji Kamoji życie składa się niebagatelna lista przeżyć. I chociaż twierdzi on, że miał szczęśliwe dzieciństwo, to wspomina: Cały czas szukałem swojego miejsca, może w sensie stanu emocjonalnego, który dałby mi spokój, poczucie harmonii, poczucie wolności oraz wewnętrznej pełni. Wydaje mi się, że musiałem kiedyś to uczucie zgubić, może jeszcze będąc dzieckiem.

W Polsce, zagubiony, ale szukający swej drogi Koji Kamoji sięga jednakże po mistrzowski minimalizm, po tradycję japońską. Takie malowanie daje mu spokój, poczucie równowagi, wolności, jest sposobem kontaktu ze światem, formą kontemplacji. Jakie więc znaczenie ma miejsce?

Artysta przy pracy

Kluczem do uchylenia drzwi zrozumienia sztuki Koji Kamoji było dla mnie zdjęcie w katalogu ukazujące artystę przy swoim warsztacie. Dookoła minimalizm, skupienie, intuicja… Konsekwencja… Dysonans, niepokój, zniewolenie nie mają tu wstępu. A na zewnątrz Polska.

Czy można być twórczym w chaosie?

Izabella

P.S. Link do reportażu Janusza Michalika: https://www.nazurawiej.pl/blog/koji-kamoji-w-kazimierzu-dolnym/

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *